Rzadko czytam reportaże. Może dlatego, że książki zawsze były dla mnie formą ucieczki od rzeczywistości, a reportaże pozostają niebezpiecznie blisko niej. Po „Miasto biesów” sięgnęłam po obejrzeniu zapisu spotkania autorskiego z Albertem Jawłowskim, zorganizowanego przez Książnicę Podlaską im. Łukasza Górnickiego w Białymstoku. Opowiadana przez niego historia wydawała mi się tak fascynująca, a jednocześnie abstrakcyjna, że postanowiłam zaryzykować. Nie żałuję.
Tę historię rozpoczyna opis sceny rozstrzelania cara Mikołaja II, jego żony i dzieci. Koniec dynastii Romanowów stanowi punkt wyjścia dla opowieści o tym, jak mit ich męczeńskiej śmierci żyje do dziś oraz o Jekaterynburgu – tytułowym „Mieście biesów”, pełnym nielogiczności i kontrastów.
To tutaj, obok siebie, w jednej przestrzeni może wisieć olbrzymi plakat zapowiadający masową procesję w stulecie mordu na carskiej rodzinie oraz stać pomnik Jakowa Swierdłowa, pośrednio odpowiedzialnego za tę zbrodnię. To tutaj zbudowano Centrum Jelcyna, gdzie zgromadzono opozycyjne symbole i gdzie w ograniczonym zakresie, ale jednak, krytykuje się chociażby konserwatywną politykę kulturalną państwa, a jednocześnie na tablicy donatorów widnieje nazwisko Władimira Putina, cała instytucja działa zaś pod oficjalnym patronatem Kancelarii Prezydenta Federacji Rosyjskiej.
Wróćmy jednak do wątku, wokół którego snuje swą opowieść Jawłowski. Zamordowaną rodzinę Romanowów wyniesiono do roli świętych. W miejscu, gdzie niegdyś stał dom inżyniera Ipatjewa, w którego piwnicy zginął car Mikołaj II, jego rodzina i służba, stoi dziś Cerkiew na Krwi. Kult carskiej rodziny trwa, a nawet można by rzec, rozwija się. Co roku, w rocznicę zbrodni wierni pielgrzymują z jekaterynburskiej świątyni do Ganinej Jamy – domniemanego miejsca ukrycia szczątków Romanowów. Wierzą, że car poświęcił życie, by odkupić grzechy narodu rosyjskiego. Nazywa się ich carobożnikami. Według Jawłowskiego to niejednorodne środowisko, zbieranina sekciarskich grup i prawosławnych radykałów. I to właśnie ich śladem podąża autor „Miasta biesów”, rozmawiając z napotkanymi ludźmi i odwiedzając miejsca kultu, nieraz usytuowane w pobliżu miejsc śmierci członków rodziny Romanowów, jak np. Ałapajewsk, położony niedaleko szybu kopalnianego, w którym zamordowano m.in. wielką księżnę Elżbietę Romanową.
Albert Jawłowski przygląda się rosyjskim absurdom, wtrącając tu i ówdzie uszczypliwe, ironiczne, odautorskie komentarze. I choć nie jestem zwolenniczką tego sposobu opisywania świata, miejscami naprawdę trudno mu się dziwić, gdy fasada oficjalnej narracji pada na naszych oczach pod naporem siły faktów w postaci obnażonej siatki powiązań poszczególnych oficjeli i środowisk.
Szczególnie mocno „obrywa” się w rosyjskiej Cerkwi prawosławnej i patriarsze Cyrylowi I. Jawłowski opisuje bogactwa, w jakie opływają najwyżsi duchowni, powiązania Cerkwi z polityką, a także sposoby walki o wyznawców w XXI wieku. Wedle reportażysty, Rosyjska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego stała się narzędziem w rękach władzy. Na swoich usługach, nieraz w formie bojówek, ma środowiska nacjonalistyczne, a liberalnych kapłanów, idących z duchem czasu i wzywających duchowieństwo do rozliczenia z komunistyczną przeszłością, eliminuje ze swoich struktur lub spycha na margines.
Wątków w „Mieście biesów” jest więcej – zainteresowanych odsyłam do książki, którą – muszę przyznać – czyta się znakomicie. Ta opowieść płynie i wciąga, choć zanim damy się jej całkowicie porwać, warto mieć na uwadze fakt, że Jawłowski to reportażysta zdecydowanie zaangażowany (choć nie jestem pewna czy taka była jego intencja). Dobór i odpowiednie zestawienie faktów, okraszone autorskimi komentarzami, np.
- „Być może [czyli nie wiadomo] tego nawyku nabrał przed laty, kiedy pracował jako milicyjny śledczy” s. 127
- „Jeszcze chwila, a okazałoby się [albo i nie okazałoby się], że Mikołaja II zabił Arkadij Rotenberg, jeden z najpotężniejszych rosyjskich oligarchów i stary kumpel Putina z leningradzkich czasów” s. 133
- „Dalej zaczyna się już fabuła horroru klasy C i pojedynki bladych zombi w świetle księżyca” s. 138 [taki komentarz autora, zawierający prywatną ocenę i sporą dawkę ironii ;)]
budują pewną wizję świata – wizję autora. Zresztą, nie wierzę w istnienie czegoś takiego, jak reportaż obiektywny – to nie jest sprawozdanie finansowe, ale obraz przefiltrowany przez: światopogląd, emocje, opinie i doświadczenie piszącego. Dobrze jest nie przyjmować go bezkrytycznie, pamiętając że czytelnik zawsze ma prawo przedstawione fakty interpretować inaczej.
Świetna propozycja dla zainteresowanych: Rosją, Jekaterynburgiem, historią rodziny Romanowów i tym, jak rodzi się kult. Polecam szczególnie uważnym i samodzielnie myślącym czytelnikom.
Wydawca o książce:
W setną rocznicę zabójstwa Mikołaja II spod jekaterynburskiej Cerkwi na Krwi wyruszyła stutysięczna procesja. Lipcową nocą wyznawcy męczeńskiej ofiary cara-odkupiciela szli w kierunku zaszytej w uralskich lasach Ganinej Jamy, domniemanego miejsca ukrycia szczątków Romanowów. Wśród flag, proporców, ikon i krzyży nie było żadnych współczesnych symboli państwowych. Prawdziwa święta Rosja upadła bowiem przed stu laty wraz ze śmiercią ostatniego imperatora i jego rodziny. A carobójstwo było największą katastrofą w dziejach rosyjskiego ludu, oderwaniem się od Boga i Cerkwi.
Dla części uczestników uroczystości nocna procesja to przeżycie mistycznie i pretekst do odbycia pielgrzymki w intencji wielkiej Rosji i jej ludu. Dla innych to akt polityczny skierowany przeciwko zewnętrznym i wewnętrznym wrogom, sprzysiężeniom globalistów i masonów chcącym zniszczyć naturalny ład, piątej kolumnie, światowemu rządowi…
Albert Jawłowski wziął udział w uroczystościach, by z bliska przyjrzeć się pielgrzymom, ale wyznawcy świętego cara-odkupiciela to nie jedyni bohaterowie tej książki. Oprowadzając czytelnika po Jekaterynburgu i uralskiej głubince, autor snuje wielowątkową opowieść o kraju, który nie umie rozstać się z przeszłością, o putinowskich bojarach, bogacącej się ponad miarę Cerkwi, skrajnej prawicy i rosyjskich „systemowych liberałach”, wreszcie o brutalnie tłumionych protestach młodzieży, która nie widzi przed sobą przyszłości.
Tytuł: „Miasto biesów. Czekając na powrót cara”
Autor: Albert Jawłowski
Wydawca: Wydawnictwo Czarne
Rok wydania: 2020 (Wydanie I)
Ilość stron: 258
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-8191-062-0